To co pozwalało nam przeżyć noce w pociągu w od wieku nie zmienianej pościeli była obecność Jimmiego, powszechnie znany jako Johny Walker :) Trzeba się było z nim mocno uścisnąć by jakoś zasnąć :) Po drodze zmieniliśmy klasę pociągu z sypialnego na dzienny i o dziwo tu było fajniej :) Dużo lepszy katering- uśmiechnięty pan serwował przepyszne placuszki a by ułatwiać konsumpcje ciął je nożyczkami :) Fotel ze swej starości samoczynnie zmieniał pozycję z wertykalnej na horyzontalną a w związku z długością moich nóg pasażerowie siedzący na przeciwko sami zaproponowali bym bez skrupułów położył nogi na 36 calowym telewizorze starego typu który majestatycznie stał miedzy nami :) Dzięki!!! :)
Z dworca zabrał nas taksówkarz który zawiózł nas do zaproponowanego hoteliku.... i tu niespodzianka- nazwa hotelu Jimmi :) Czyli nie zginiemy. Hotelik był blisko plaży, za rzeką gdzie do morza był rzut beretem- baaardzo fajny! Te kilka dni spędzonych w Da Nang były na prawdę miodem na duszę. Przepiękna plaża, wręcz gorące morze, wysokie fale. Było wspaniale! Miejsce warte odwiedzenia!
A jak żyć bez plecaka- no właśnie- z biura napisali maila, że plecak się znalazł :) Ten który okazał się nie nasz zostawiliśmy w biurze bo po co nam nie nasz plecak. Jednak wina jest nasza- wychodząc z autobusu wracając znad zatoki zabraliśmy plecak który przypominał nasz:) Udało się go ekspresowym tempem sprowadzić do Da Nang! :)