Od momentu zakupu biletu do planowanego wylotu minęło 10 miesięcy. Wydawało się że to jeszce tyle czasu- a tu- już. Po drodze było tysiące przeciwności jak by na złość mówiące by nie jechać. Bo to Bangkok pod wodą, lotniska pozamykane, ulice zalane. A to niezawodna flota LOT zablokowała pas startowy na chwile przed wylotem. Nie liczę już innych drobniejszych kłód. Dzień wcześniej po godzinnej walce ze stroną SWISS którym mieliśmy lecieć udało się odprawić. Na lotnisku też poszło dość gładko. By dobrze zacząć podróż udaliśmy się na rozpoczynającego podróż drinka. Zrobiło się jeszcze milej:) Na tablicy pojawił się napis: Zurich- Opóźniony. Za wiele czasu na przesiadkę nie mieliśmy więc pojawi się mały stres.Później pojawił się większy kiedy to okazało się że lot jest odwołany poprzez mgłę i dziś na pewno nie wylecimy bo samolot ze szwajcarskiej stolicy wylądował w Krakowie. Co za tym?!?! Może to jednak znak by nie jechać?
Po długim oczekiwaniu w kolejce decyzja stała się rzeczywistością- odlot w dniu jutrzejszym rano- Thai Airlines.